Na gołe pięści…

Prawdziwy wojownik rękawic nie potrzebuje. A pojedynki bokserskie na gołe pięści znów są „na czasie”. Oficjalnie, bo jeszcze do niedawna były nielegalne. Organizowane gdzieś w podziemiach, garażach, czy innych trudno dostępnych dla przeciętnego widza, miejscach. Jednak od jakiegoś czasu znowu można legalnie  toczyć boje bez rękawic. Ba, czasem nawet nieźle na tym zarabiać…
U nas niemałą popularnością cieszą się gale „Gromdy”. Jej pierwszy zwycięzca- M.Kubiszyn, to zawodnik znany w światku uderzanych sportów walki. Wcześniej odnosił bowiem sukcesy m.in. w kick- boxingu. Jego triumf nad silnymi, lecz nieco „prymitywnymi” w walce konkurentami nie był więc jakąś sensacją. Dziś już Kubiszyn rzadko walczy bez rękawic, ale nadal nie znalazł w tej formule pogromcy …
Za oceanem zaś rośnie w siłę federacja BKFC. Zalegalizowana w wielu stanach USA, przyciąga widzów już nie tylko znanymi, ringowymi nazwiskami ( bo jakoś trzeba było biznes rozkręcić), ale i coraz częściej wysokim poziomem pojedynków. Pomału kreują się też, co naturalne, gwiazdy. Jedną z nich jest Lorenzo Hunt. W okrągłym ringu prezentuje ofensywny styl walki. Ma niezłą technikę, dobrze się porusza, ale tym, co najbardziej poraża przeciwników – jest siła jego ciosu. Powala nią jednego oponenta za drugim. Jest aktualnym mistrzem wagi półciężkiej, przegrał jak dotąd tylko jeden pojedynek – z dużym i silnym Kubańczykiem Trujillo. Ten ostatni to prawdziwy ringowy mocarz, ale niezdecydowanie, czy poświęcić się MMA czy bitkom na gołe pięści- nieco spowolniły jego karierę…
Inna gwiazda pojedynków bez rękawic to Mike Richman. Były żołnierz piechoty morskiej jest niepokonany w tej formule, można go śmiało nazwać jej  „Niekoronowanym Królem”. Efektownie rozbija kolejnych przeciwników, wyzywając do walki mistrzów – od wagi półśredniej do półciężkiej. Na razie, niestety, bezskutecznie. Ale, jak mawiał pewnien dawny czempion – „będą kluczyć, uciekać, ale do czasu. W końcu ich dopadnę…”. I oby tak było także w przypadku Richmana. Bo to prawdziwy Pan Wojownik. Wzrost,  waga, czy siła rywala nie mają dla niego większego znaczenia. Przed pojedynkiem czy w samej walce nie okazuje niechęci lub nienawiści. Tylko, z pozoru beznamiętnie, wykonuje wytrenowane wcześniej ( niemal do perfekcji) techniki walki na gołe pięści…
To sport nierzadko krwawy, czy nawet brutalny. Ale niektórzy zawodnicy, jak choćby wyżej wymienieni – sprawiają, że można dostrzec w nim coś więcej, niż tylko „agresywne bicie rywala po głowie „…

Potomkowie legend…

Niełatwo być synem legendy. Szczególnie wybierając życiową drogę podobną do tej, którą kroczył słynny ojciec. Bo poprzeczka zawieszona jest bardzo wysoko, a wszelkie osiągnięcia zawsze będą porównywane do sukcesów przodka. W sporcie takie sytuacje też nie należą do rzadkości …
Na wczorajszej gali MMA w oktagonie pojawił się Ryan Couture. To syn Randy’ego, prawdziwej legendy i jednej z największych postaci w całej historii sportów walki. Był on bowiem m.in. pierwszym mistrzem UFC w dwóch różnych ( półciężka i ciężka ) kategoriach wagowych, niepowtarzalnym wręcz wojownikiem, o niezłomnym charakterze i wielkim sercu do walki. Po zakończeniu wspaniałej kariery zawodniczej Randy grał trochę w filmach, a do dziś jest osobą niezwykle popularną i ogólnie lubianą. Zaś jego syn Ryan niby więcej walk wygrywa niż przegrywa – gdzież mu tam jednak do sportowego poziomu ojca. We wczorajszej walce poległ z Japończykiem Yamauchim już w pierwszej rundzie. Rozpoczął nawet dobrze, bo szybko zaatakował rywala, sprowadzając go  do parteru. Tam jednak dał sobie założyć dźwignię na łokieć, i musiał odklepać poddanie. A więc, bez zmian – młody Couture wciąż rozpoznawany jest głównie z powodu … słynnego ojca .
Na sportowych arenach pojawił się wczoraj także Alex Dujszebajew. Szczypiornista macedońskiego Vardaru to syn Talanta, obecnego trenera naszych piłkarzy ręcznych. Ten ostatni swego czasu był jednym z najlepszych zawodników na świecie, zdobywał najwyższe laury zarówno w rozgrywkach klubowych, jak i reprezentacyjnych. Po zakończeniu kariery pozostał przy szczypiorniaku, już jako szkoleniowiec. Tu również święci niemałe triumfy, choć jak na razie głównie w piłce klubowej ( ostatnio wygrana Liga Mistrzów z kieleckim Vive ). Syn Talanta – Alex, to bez wątpienia utalentowany chłopak, we wczorajszym spotkaniu z HC Zagrzeb miał sporo efektownych zagrań. Ale i zmarnował ostanią akcję meczu, co w efekcie przyczyniło się do pierwszej, dość niespodziewanej porażki jego ekipy w tegorocznej Lidze Mistrzów. Jednak od nowego sezonu Alex ma dołączyć do prowadzonej przez tatę drużyny Vive. Być może pod ojcowskim okiem Talanta – talent jego syna rozwinie się w pełni …
W zawodowym boksie mozolnie wdrapuje się na szczyt Julio Chavez Junior. To syn legendarnego Julio Cesara Chaveza – jednego z najlepszych pięściarzy świata przełomu lat 80-tych i 90-tych zeszłego stulecia. Meksykanin, mimo odnoszonych sukcesów, jest jednak bokserem zdecydowanie mniejszego kalibru niż słynny ojciec. Zaś polskim kibicom dał się bliżej poznać, przegrywając przed czasem z Andrzejem Fonfarą … W Europie w ślady słynnych w latach 90- tych pięściarzy brytyjskich – C. Eubanka i N. Benna, próbują iść ich synowie. Są dopiero na początku tej drogi, więc trudno powiedzieć, czy odziedziczone geny sportowe doprowadzą młodych do znaczących sukcesów. Pierwszy z nich jest już co prawda dość popularnym zawodnikiem na Wyspach, lecz wydaje się, że jednak trochę mu brakuje  do ringowej klasy utytułowanego ojca…
A na przełomie lat 60-tych i 70-tych zeszłego wieku mistrzem świata w bokserskiej wadze ciężkiej był Joe Frazier. Pierwszy pogromca M. Alego, zawodnik o wielkiej odporności, mocnym ciosie, stale idący do przodu. Bez wątpienia jeden z lepszych pięściarzy drugiej połowy XX wieku. Jakiś czas po zakończeniu swojej kariery zajął się promowaniem syna – Marvisa, który jako amator zdobywał liczne medale, głównie w juniorskiej rywalizacji. Po przejściu na zawodowstwo Frazier junior odniósł kilka zwycięstw w wadze ciężkiej. Ostatecznie nie spełnił jednak swoich ani ojcowskich marzeń, by pas mistrza świata wrócił do ich rodziny. Bo najpierw L. Holmes, a jakiś czas później M. Tyson nokautowali go już w 1 r. pokazując, że tym razem jabłko nie padło zbyt blisko od jabłoni…
Oczywiście tego typu sytuacje nie dotyczą tylko sportów walki. W latach 70-tych XX w. jednym z najlepszych piłkarzy świata był Johan Cruyff. Fenomenalny Holender, gwiazda Ajaxu i Barcelony, do dziś przez wielu uważany za jednego z najlepszych piłkarzy w historii. Po zakończeniu kariery zawodniczej odnosił sukcesy również jako szkoleniowiec ( Barcelona ). Wydaje się, że ma duże zasługi i w dzisiejszych zwycięstwach drużyny z Katalonii, bo ponoć to on zrewolucjonizował system szkolenia w tym słynnym klubie. W latach 90- tych zdawało się, że w ślady słynnego ojca pójdzie syn – Jordi, który grał trochę w Barcelonie, a później m.in. w Manchesterze United. Rozegrał kilka niezłych spotkań, ale po części kontuzje, a pewnie i nie ta skala talentu sprawiły, że dziś mówiąc Cruyff mamy na myśli głównie wspaniałego Johana . Na naszym podwórku też można znaleźć podobne przykłady. W latach 80- tych zeszłego stulecia kibice uwielbiali skrzydłowego Włodzimierza Smolarka. Za niesamowitą waleczność, niespożyte siły, ważne bramki. Karierę zawodniczą kończył on w Holandii, gdzie też na świat przyszedł jego syn, Euzebiusz. Młody również został znanym piłkarzem, a po latach przez kilka sezonów stanowił nawet o ofensywnej sile polskiej reprezentacji. Niestety, jej wartość była wówczas sporo niższa niż tej z czasów Włodzimierza Smolarka. Sukcesy syna nie przyćmiły więc tych ojcowskich. Zaś popularny Ebi stwierdził kiedyś pół żartem, że w domu przy ojcu ma zakaz wypowiadania się na temat piłki nożnej do momentu, gdy zagra w półfinale mistrzostw świata ( co było udziałem Smolarka seniora w 1982 r. )… Ech, niełatwo być synem legendy …

Na przekór wszystkim …

Marcin Najman to w miarę znana postać naszych sportów walki . Może i nie z powodu jakichś niesamowitych umiejętności czy nadzwyczajnego talentu, no ale anonimowy raczej nie jest. Próbował już bowiem swych sił w boksie, mieszanych sztukach walki i kick-boxingu. Jednak dotychczas dużo więcej rozgłosu przynosiły mu porażki w tych dyscyplinach ( jak choćby z Pudzianowskim, Saletą czy Burneiką w MMA ), niźli zwycięstwa nad mało znanymi rywalami. Najmanowi zarzucano m.in. brak serca do walki, gdyż nierzadko poddawał się w kryzysowych momentach…Opinie te musiały boleć ambitnego zawodnika, bo co i rusz próbował doprowadzić do swojej kolejnej potyczki . I to najlepiej z kimś znanym w świecie sportu, by w końcu odnieść jakieś spektakularne zwycięstwo. Niestety, taką rywalizacją nikt poważany przez środowisko prawdziwych wojowników – nie był zbytnio zainteresowany. Ba, czołowi polscy pięściarze ( m.in. ” Diablo ” Włodarczyk, A. Wawrzyk, A.Sosnowski i P. Saleta ) nawet wystosowali kiedyś oficjalny list do mediów, by te nie nazywały Najmana profesjonalnym sportowcem. Według nich był on bowiem postacią niezbyt poważną, a nawet nieco groteskową. Szukającą po prostu rozgłosu i zarobku poprzez łączenie jego osoby ze znanymi nazwiskami ze świata boksu. Nasi mistrzowie pięści napisali, że Najman tak naprawdę posiada mizerne umiejętności w sportach walki. Absolutnie nie wystarczające do tego, by dopuszczać go do konfrontacji nie tylko z najlepszymi w tym fachu, ale w ogóle z zawodowcami … Wyzwania od Marcina nie podjął także były zawodnik MMA, a dziś znany komentator – Ł. Jurkowski.  Najman chciał mu w sportowej rywalizacji udowodnić, że jednak potrafi walczyć jak prawdziwy wojownik. Popularny ” Juras ” miał bowiem w tym temacie całkiem odmienne zdanie … Niestety, Jurkowski zakończył już sportową karierę – i nie zamierzał wracać na matę po to, by firmować swoim nazwiskiem ewentualny zarobek dla Najmana…
Nie zrażało to jednak Marcina. Wytrwale dalej szukał możliwości odniesienia jakiegoś spektakularnego sukcesu w sportach walki. I w końcu udało mu się – na zorganizowanej u siebie w Częstochowie gali Boxing Night 12 zawalczył o pas mistrza Europy organizacji WKU ( nie mającej jednak nic wspólnego z …wojskiem ). Pojedynek odbył się na zasadach K- 1 ( ale uderzenia kolanami i łokciami nie były dozwolone ), zaś rywalem Polaka był olbrzymi Holender hinduskiego pochodzenia – J. Satisch. Ten ostatni wrócił ze sportowej emerytury specjalnie na konfrontację z Najmanem, ale pewnie i cenne trofeum federacji WKU nie było tu bez znaczenia …
Walka nie trwała długo. Tuż po gongu Najman szaleńczo zaatakował przeciwnika. Część z ciosów chybiła, ale te, które doszły – lekko oszołomiły Satischa. Na tyle, że dawał trafiać się dalej. Najman w pewnym momencie sprytnie przytrzymał lewą ręką głowę oponenta, zaś prawą  bił go ile sił. Sędzia nie zareagował, a po chwili Holender stracił na moment przytomność, osuwając się po linach na deski ringu. Wtedy arbiter przerwał pojedynek, nawet nie licząc wyraźnie zdezorientowanego Satischa, i ogłosił zwycięstwo Najmana przez nokaut. Marcin , mimo nieśmiałych protestów ze strony rywala, został w ten sposób mistrzem Europy w K- 1…
Ową wiktorię po walce zadedykował swemu mentorowi, nieżyjącemu już Wielkiemu Mistrzowi Pięści – J. Kulejowi. Ten ostatni ponoć często mawiał, że Najmana stać na sukcesy w sportach walki. Trudno dziś powiedzieć, czy Pan Jerzy twierdził tak grzecznościowo, czy też rzeczywiście widział w Marcinie coś, czego nie dostrzegali inni. W każdym razie słowa Czempiona, którego podobiznę Najman ma wytatuowaną na ramieniu – w jakiś sposób urzeczywistniły się. I spełniły się także marzenia samego sportowca. Bo, nie przeceniając oczywiście zdobytego przez niego trofeum – jest to jednak jakieś jego osiągnięcie. I zamknięcie, choć na chwilę, ust szydercom…Nie zabraniajmy więc innym marzyć, i nie umniejszajmy ich radości z odnoszonych zwycięstw. Nawet, jeśli nie są one, w naszym mniemaniu, przesadnie znaczące …

 

Smutek zwycięzcy, lecz król może być jeden …

Mamed Khalidov pokonał w pół minuty Michała Materlę, odbierając mu tytuł mistrza organizacji KSW w wadze średniej. Ich pojedynek reklamowano jako ” walką wszechczasów ” polskiego mma. Obydwaj znani i cenieni w świecie mieszanych sztuk walki –  nie tylko zresztą w naszym kraju, prywatnie przyjaciele. Mamed ma w tym sporcie status walczącej legendy, Michał do wczoraj posiadał mistrzowski pas KSW. Pojedynek nie trwał długo – po kilkunastu rozpoznawczych ( choć znają się przecież dobrze ) sekundach Khalidov wystrzelił potężnym prawym sierpem, trafiając rywala w głowę. Materla zachwiał się, i po chwili zainkasował mocne kopnięcie kolanem w korpus. Upadł na matę, gdzie Mamed dokończył dzieła zniszczenia, zadając oponentowi jeszcze kilka ciosów, po których sędzia przerwał walkę, ogłaszając zwycięstwo polskiego Czeczena przez tko. Khalidov nie celebrował radośnie zwycięstwa, był wyraźnie niepocieszony, wręcz smutny, że musiał walczyć z dobrym kolegą i w ten sposób pokazać, który z nich jest lepszy. Chociaż po walce na pytanie  odnośnie rewanżu nie odpowiedział ” nie ” – cóż, biznes to biznes …

Jednak zdarzały się w sportach walki sytuacje, gdy nie dochodziło do jakiejś bardzo oczekiwanej przez fanów konfrontacji między najlepszymi w swoim fachu. Ostatni taki przykład to choćby bracia Kliczko – gdy jeszcze obaj piastowali tytuły mistrzowskie w boksie – nie było mowy o ich bezpośrednim pojedynku ” o wszystko „. A kilka lat temu nie doszło do potyczki o bezdyskusyjny czempionat w mieszanych sztukach walki między R.Couturem a F.Emalianenko. Pierwszy z nich był wówczas mistrzem UFC, drugi – niepokonany od lat – dzierżył nieoficjalne miano najlepszego wojownika mma na świecie. Niestety ( oczywiście dla kibiców )  – panowie spotkali się przy okazji kręcenia jakiegoś filmu czy reklamy, poznali bliżej i … po prostu polubili. A Couture stwierdził, że ich realny pojedynek, mimo olbrzymich oczekiwań fanów, nie wchodzi w grę. Bo są sprawy ważniejsze – np. osobista sympatia …Czyli – można…Chociaż w obrębie jednej organizacji pewnie trudniej o takie postawienie sprawy.

Wracając zaś do Michała Materli – doznał szybkiej i bolesnej porażki. Niby to tylko sport, ale …Zawodnik wydawał się dobrze przygotowany do starcia z Khalidovem – sporo czasu spędził na treningach w USA, gdzie sparował z tak znaczącymi wojownikami, jak L. Rockhold czy D. Cormier. Fachowcy za oceanem chwalili umiejętności Materli mówiąc, że tylko kwestią czasu jest, kiedy zasili on szeregi tak znanych organizacji jak UFC czy Bellator. Porażka z Mamedem zweryfikowała nieco te zapędy. Bo Khalidov to bez wątpienia światowa czołówka w swojej kategorii wagowej, ale czy Michał jest już gotowy na inne, niewiele mniej niebezpieczne wyzwania ? Osoby znające Materlę twierdzą, że to świetny fighter. Bardzo pracowity, o dużym potencjale, ciągle czyni postępy. Po porażce przed czasem z J. Silvą potrafił wyciągnąć wnioski, i wygrał rewanż. No , ale Silva to średniej klasy ( w skali światowej, a do tej aspiruje Michał ) zawodnik, czy podobna sztuka uda się z Mamedem ? A może nasze środowisko mma nieco przecenia możliwości Materli ? Podobnie było swego czasu z J. Błachowiczem. Dobre warunki fizyczne, duża siła, spore umiejętności i …zaskakująca weryfikacja tych pochlebnych opinii. Bo najpierw bolesna ( fizycznie ) porażka z mającym najlepsze lata za sobą T. Sokoudjou ( rewanż Janek co prawda wygrał, ale rywal z formą był już ” po drugiej stronie szczytu ” ), a ostatnio 2 bezdyskusyjne przegrane w UFC, z oponentami nie należącymi do ścisłej czołówki. A może u naszych dzielnych wojowników – występuje coś w rodzaju ” syndromu Gołoty „? Czyli zawodnik jest naprawdę dobry, ma odpowiednią siłę, technikę i talent, na treningu potrafi niemal wszystko, ale gdy dochodzi do prawdziwej/realnej weryfikacji – traci część atutów ? A psychika w sportach walki ma niebagatelne znaczenie…

Sportowcy z dużymi ambicjami – a takim wydaje się być Michał – potrafią często przezwyciężać mniejsze lub większe słabostki, stojące im na drodze do celu. Mam nadzieję, że wraz ze swoim sztabem doradczym/szkoleniowym Materla dojdzie do wniosków, co jeszcze trzeba poprawić, by dostać się na szczyt. Bo życie, nie tylko sportowe, potrafi czasem powalić na glebę – ale już od nas samych zależy , czy damy radę  podnieść się…